Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/w-wziac.skoczow.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server865654/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 17
krzyż, jakby ten

Bentz zawrócił i zaparkował na zarośniętym parkingu, przy którym przycupnęła nieduża

Nie dopuści do tego. A jednak, ilekroć zamykała oczy, paraliżowały ją strach i ból.
Każda z nich przeżyła dokładnie dwadzieścia jeden lat.
– Oczywiście. – Posłał jej ten leniwy uśmiech, który tak bardzo kochała, pochylił się nad
zmądrzejesz i wrócisz do Luizjany? Słuchaj, mam tu robotę. Prawdziwą. Zadzwoń, kiedy
Ściany obite sklejką, pojedyncza goła żarówka spowija pokój ostrym, brutalnym światłem.
Nagle zasyczała.
Jennifer. Jak dwie krople wody.
niebieskich oczach ustąpiło miejsca przerażeniu; ugięły się pod nią kolana i osunęła się w
Czyżby ktoś wszedł na pokład? Och, tak, tak!
Zarumieniła się i spojrzała na bawełnianą pościel, która opadła na podłogę pastelową
167
– Nie rób tego – mówiła spokojnie. – Posłuchaj. Jeśli...
głównych drzwiach do misji.
Naciskał przyciski pilota w tempie charakterystycznym dla pokolenia, dorastającego z

pokład pierwszego samolotu lecącego na wschód. Z drugiej strony, jego służbisty ton

– I do tego wiedźma.
I runął w dół.
Morderczyni wpadła w szał.

Ktoś go wabi.

- Musimy... musimy ją znaleźć - powiedział. - Caitlyn... musimy ją znaleźć, zanim będzie za późno. - Zgoda. - Reed spojrzał na policjantów. - Chodźmy. Zanim zostanie popełnione kolejne morderstwo. A pan niech wsiada do samochodu. - Ale... - Proszę nie dyskutować. - Spojrzał na olbrzymiego policjanta, który skuł Adama. - Zostań z nim i wezwij posiłki. Potem, zanim przeklęty psycholog zdążył zaprotestować, ruszył z Sylvie i Montoyą do tonącego w ciemnościach domu. Unosił się w nim zapach śmierci. Usłyszeli muzykę, jakąś dziwną piosenkę. Reed miał złe przeczucia, coraz gorsze w miarę jak zaglądał do kolejnych ciemnych pomieszczeń. Weszli po schodach na górę i przez otwarte drzwi do sypialni. - Skurwysyn. Pierdolony skurwysyn - wyrzuciła z siebie Morrisette, patrząc na łóżko. Po ciałach posypanych czymś białym, chyba cukrem, pełzało robactwo. - Sukinsyn. - Montoyą zacisnął usta w wąską kreskę. Chyba nie po raz pierwszy widział taką scenę. Gdy Morrisette rozpoznała Sugar i Cricket Biscayne, najpierw zaniemówiła, a potem zaklęła tak siarczyście, że gdyby musiała wrzucić za to pieniądze do skarbonki, nie wypłaciłaby się do końca życia. - Co za chory sukinsyn?! - zapytała. - Cukier i świerszcze. Takie miały przezwiska... o Boże, wykończmy tego świra. - Najpierw musimy go znaleźć. Albo ją - powiedziała Reed. - Wezwijcie ekipę do zabezpieczenia śladów. - Wyjrzał przez okno w ciemną noc. - Chodźmy. Jeszcze nie skończyliśmy. Może znajdziemy więcej ciał. - Jezu - wyszeptała Morrisette. - Albo zabójcę - dodał Montoyą. - Racja. Chodźmy. Może uda nam się znaleźć Caitlyn Bandeaux. - Jeśli nie jest za późno - wyszeptała Morrisette i Reed ze zdumieniem zobaczył, że kreśli na piersiach znak krzyża. - To ona mogła to zrobić - przypomniał im trzeźwo Reed. Kto to, do diabła, wie? Adam Hunt uważa, że Caitlyn ma rozdwojoną osobowość. To wiele wyjaśniało, ale Reed nie był do końca przekonany. To jakiś psychologiczny bełkot. Jedno, co wiedział, to to, że Caitlyn może być morderczynią. Albo ta druga, która kryła się pod tą samą postacią. Ta druga mogła być też wygodną wymówką. Dopóki nie znajdzie Caitlyn Montgomery Bandeaux, nie będzie niczego przesądzał. W głowie jej wirowało, zawieszona między życiem a śmiercią raz była Caitlyn, raz Kelly. Leżała na biurku w białym pokoju. Jaskrawe lampy fluorescencyjne oświetlały podłogę wyłożoną płytkami i przykrytą brezentem.
– Więc?
warknął nisko, groźnie.

spojrzała tylko przez ramię z tajemniczym uśmiechem i odparła:

Monica. I jeszcze w starym zajeździe w San Juan Capistrano.
Montoya.
Opuściła ochraniacz przeciwsłoneczny. Słońce kładło się jasnymi plamami na zacienionej